CZĘŚĆ 22
H:Nie dając jej szansy,pozbędziecie się też mnie!Nie będę już członkiem band'u...-powiedział stanowczo.
Momentalnie oprzytomniałamNie mogłam dopuścić,aby zespół się rozpadł,a tym bardziej z mojej winy.Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego jak wielki wpływ mają Ci chłopcy na życie wielu tysięcy dziewczyn-w tym Alice.Bez Harry'ego "One Direction" już by nie istniało.Cała ich praca poszłaby na marne.Wszystkie trasy koncertowe,spędzone z dala od najbliższych,długie noce w studiu nagraniowym,nie miałyby teraz najmniejszego sensu.Jednak nie ukrywam,że gest ze strony Harry'ego sprawił mi niesamowitą przyjemność.Poczułam się doceniona i wyjątkowa.Chętnie poczekałabym na dalszy rozwój sytuacji,ale jakiś wewnetrzy głos kazał przerwać mi tą chorą rozmowę.
Ja:Harry!Co Ty opowiadasz?!Nie możesz...-powiedziałam szarpiąc 'loczka',za rękaw jego koszuli.
Jednak ten nie reagował.Stał teraz dumnie naprzeciwko chłopców,twardo upierając się przy swoim.Po jego wyrazie twarzy mogłam wywnioskować,że nie da łatwo za wygraną.Zrobiło mi się tak jakoś dziwnie ciepło na sercu.Jeszcze nikt tak nie wstawił się za moją osobą.Szczególnie jeśli chodzi o taniec.Kilka łez napłynęło mi do oczu..."Cholera!Czemu ja się tak łatwo wzruszam?"-myślałam.Nioczekiwanie z głebokiego odrętwienia,wyrwał się Liam,który wyraźnie nie spodziewając się takiego obrotu sprawy,zaczął:
Li:Żartujesz?-zaśmiał się sztucznie.
H:Nie.-odpowiedział całkiem poważnie.Li:Zastanów się...To nie ma sensu!I co tak poprostu byś odszedł?I pewnie znów wróciłbyś do piekarni!-zakpił.
H:Czemu nie,nawet nie wiesz jakie dziewczyny tam przychodzą.-oznajmił z cwaniackim uśmiechem i zaraz potem dodał:-Nic tu po mnie,skoro nie liczycie się z moim zdaniem.
Zapadła głucha cisza.Było słychać tylko pojedyńcze dżwięki silników przejeżdżających za oknami samochodów.W powietrzu było czuć zapach spylu i adrenaliny.Widziałam tylko dwa wyjścia;albo chłopcy dojda do kompromisu,albo wszyscy zaraz zatracimy się w tej gęstej atmosferze.Na szczęście do akcj wszedł Louis:
Lou:Wiecie co,może i ten pomysł jest rzeczywiście nierozsądny,ale ludzie,w koncu tylko raz się żyje!Nie możemy pozwolić,żeby fanki nas ograniczały!
Z:Lou ma rację...Jestem za Harry'm.
Ni:Ja też.
Men:Myślę,że już dawno powinniśmy się zgodzić.Jako Wasz menadżer mam Was poprowadzić,ale to w większośći Wy podejmujecie decyzje.Uważam,jednak,że Louis doskonale to ujął...Żyje się tylko raz,a poza tym nie da się ukryć...-nie zdąrzył dokończyć.
Ni:Chłopcy!Proszę Was,umieram z głodu,możemy już skończyć tą naradę,bo dłużej nie wyrzymam!-krzyknął przejęty.Wszyscy teraz uśmiechnęliśmy się na widok proszącej miny Niall'usia.
*Harry*
Obruciłem teraz głowę w stronę rozpromieninej Megan.Jej oczy były przepełnione radością.I oto właśnie mi chodziło.Byłem z siebie dumny.Chłopcy stanęli po mojej stronie!"Co ja bym zrobił bez Louis'a?"-zastanawiałem się."Pewnie miałbym spokojne życie,bez prostowania w nocy włosów i ganiania mnie z ręcznikiem,gdy jestem nagi...Tak, to byłoby piękne"-zatraciłem się w marzniech."Harry,ocknij się!"-powiedziałem do siebie cicho.Spojrzałem ponownie na Liama,który teraz wyraźnie gryzł się z własnymi myślami.Po krótkiej chwili,usłyszałem to co tak naprawdę od początku pragnąłem usłyszeć.
Li:Okey,okey,niech stracę...-powiedział zrezygnowany,jednocześnie siadając na pobliskim fotelu.Momentalnie obok Megan znalazła się reszta band'u.Oczywiście oprócz Niall'a,który szybko pobiegł na stołówkę.Chłopcy ściskali dziewczynę,witając ją w naszym gronie.Bardzo cieszył mnie ten widok.Zalerzało mi,żeby Megan została przez nich zaakceptowana.I chyba mi się to udało.Po kilku minutach,zauważyłem,że Zayn z Louisem ciągną dziewczynę w stronę schodów.
Z:Chodź zapoznamy się z resztą ekipy!-krzyknął.
Megan próbowała się wyrwać z ich uścisków,jednak oni nie dawali za wygraną.Zauważyłęm tylko jak jej wzrok ślepo błądzi po pokoju..Wreszcie gdy nasze spojrzania się spotkały,zdołałem wyczytać z ruchu jej ust:"Thank you...".Uśmiechnąłem się promiennie,a ona puszczając mi perskie oko,zniknęła za drzwiami.Obruciłem się w stronę okna,gdy nagle zauważyłem siedzącego na krześle,samotnego Liam'a.Podeszłem do stolika i usiadłem zaraz obok niego.
Ja:Hej,stary...Weź się nie wściekaj,co?
Li:Harry,ja się nie wściekam.Jesteśmy przecież przyjaciółmi...-wyjaśnił,podnosząc wzrok.
Ja:To o co chodzi?Czemu byłeś taki...dziwny?
Li:Zrozum,ja poprostu chciałbym tą dziewczynę chronić...
Ja:Chronić? Przed czym...?
Li:Wiesz jak to bywa w branży.Wszystko wydaje się takie proste i piękne,ale kiedy w grę wchodzą fotoreporterzy,wszystko się zmienia.-wstał i z rękami załorzonymi za głowę,podszedł do okna.-Megan mogłaby spokojnie spełniać się jako tancerka w jakimś małym zespole...bez tych wszystkich obłudnych dziennikarzy...
Ja:Gdybyśmy tak na to patrzyli,to rzadnej dziewczynie nie moglibyśmy dać szansy...
Li:Tak,ale większość kandydatek,które przyszły na casting,były takie zwyczajne.Nic by nie osiągnęły gdyby nie nasza pomoc.Megan nie zdaje sobie sprawy z tego,że może osiągnąć wszystko o czym marzy i zostać kimś,bez bycia sławnym...
Ja:Masz rację...-zgodziłem się,podchodząc do Liam'a.
Li:Harry,obiecaj mi,że się nią zaopiekujesz...Megan jest wyjątkowa...
Ja:Tak wiem...-powiedziałem cicho,zaraz dodając.-Obiecuję...Nie wybaczyłbym sobie gdyby ktoś ją skrzywdził.-poklepałem Liam'a po ramieniu i oboje udaliśmy się w stronę wyjścia.
Tego dnia już jej więcej nie widziałem.Pewnie chłopcy gdzieś ją zabrali.Oby tylko nie wpadło im do głowy coś głupiego...
No i część 23 dobiegła końca!Miałam zamiar dodac ją już wczoraj,ale jestem troszkę chora,więc same rozumiecie:)Rozmawiałam dziś z jednym kolesiem i dopiero po 20 minutach rozmowy,zorientowałam się,że dzisiaj przecież dzień chłopaka!Złożyłam mu życzenia,po czym on odpowiedział:-No nareszcie.Dziękuję!Wyjaśniłam mu,że z moją pamięcią dość kiepsko,a on na to:"Po prostu za dużo o Harry'm myślisz:D"...Jak on mnie dobrze zna:)Jeszcze raz Wszystkiego Najlepszego-ośle:P Zmieniając temat:Co tam u Was?Dziękuję Wam,że jesteście ze mną:***Kocham<333
Ms.Styles
niedziela, 30 września 2012
sobota, 22 września 2012
Dance with me...cz.21
CZĘŚĆ 21
*Harry*
Udało się...Mój plan zadziałał! Będzie mnie to wszystko kosztowało dużą Latte,ale warto! Idę właśnie,trzymając za rękę najlepszą tancerkę jaką kiedykolwiek spotkałem.I jeśli wszysko pójdzie po mojej myśli,jeszcze dziś rozpocznie z nami współpracę.Tylko jak ja to wszystko wyjaśnię chłopakom?Przecież oni mi nie dają żyć...Skład już jest pełny.Nie ma miejsca na choćby najmniejsze zmiany.Daddy mnie zabije,a co dopiero menadżer...
Co ja teraz zrobię...-zamartwiałem się.Przecież zapewaniałęm ją,że ma się o nic nie martwić,a tym czasem ja sam popadłem w paranoję!A jeśli będę zmuszony odwieść ją do domu?
Gdyby nie obecność Megan pewnie,nadal snułbym bezsensowne domysły.
M:Hej,loczek wszystko w porządku.-spytała z troską,jakby dokładnie wiedziała co teraz czuję. -Wyglądasz na zmartwionego...
Ja:Co?A....Ja?Nie!Wszystko okey...-zapewniałem,jednoczeście puszczając jej rękę.Wcisnąłem guzik,chcąc sprowadzić windę i gestem zaprosiłem ją do środka.
M:No tak...Bo w końcu Ty zawsze jesteś taki blady i nierozgarnięty!Zapomniałam...-uśmiechnęła się cwaniacko,robiąc krok do przodu.
Ja:Taaaa...-zaśmiałem się.
M:Na które piętro jedziemy?-spytała,opierając się ościanę windy.
Ja:Dwudzieste,ostatnie.-wybełkotałem,ciągle zastanawiając się nad reakcjią chłopców na widok Megan.
Dziewczyna delikatnie dotknęła przycisk z numerkiem i ruszyliśmy.Czułęm jak śniadanie podchodzi mi do gardła.Jednak wszystkie negatywne emocjie zniknęły wraz z pojawieniem się obok nas pary zakochanych.Winda niespodziewanie się zatrzymała,a nami potrząsnęło.Nim się obejrzałem stałem z Megan na przeciwko siebie, w dość dużej odległości,a pośrodku nas...dwoje całujących się zakochańców.
Na początku oboje poczuliśmy się dość dziwnie i nieswojo.Wymieniliśmy się spojrzeniami,po czym z trudem powstrzymywaliśmy głupawkę.Pomimo naszego wyraźnie zauwarzalnrego rozbawienia,para nie miałą zamiaru sobie przerywać.Megan pokazała coś na znak obrzydzenia.Dziękowałem Bogu,że akurat w tym samym momencie winda zatrzymała się na naszym piętrze.Dłużej nie zniósłbym tego widoku.Pędęm wyparzyliśmy z pomieszczenia,wybuchając głośnym śmiechem.
M:Nie mogę....Co za ludzie!Jak tak można?!-dziwiła się.
Ja:E tam...Sam pocałunek jeszcze bym przeżył,ale widziałaś ten ślinotok?!-spytałem z rozbawieniem.
Po tych słowach nie dużo brakowało,a musiałbym zbierać turlacjącą się po ziemi Megan.Trzymając się za brzuch rechotała w najlepsze.Jej śmiech była na tyle specyficzny,że i ja na nowo dostałem głupawki.Zauważyłem tylko kilka przechodni,którzy przyglądali nam się ze zdziwieniem.Wreszcie po kilku dobrych minutach,zmęczeni tą całą sytuacją,opadliśmy na kanapę,stojącą w holu.Megan ciężko odetchnęła chowając głowę w dłoniach.
M:Wiesz proponuję następnym razem iść schodami...-powiedziała lekko się uśmiechając.
Ja:Taaak!Popieram.Już nigdy nie wejdę do windy...Po tym będę miał uraz do końca życia...-odwzajemniłem uśmiech.
Megan oparła się o poduszkę i ślepo wpatrywała się w przechodzących obok nas ludzi.Dopiero teraz zauważyłem,że jest...inna.Nie wiem jeszcze co dokładnie chciałem przez to rozumieć,ale poprostu różniła się od dziewczyn,które miałem okazje bliżej poznać.Nikogo przede mną nie udawała,poprosty była sobą.Moja poprzednia dziewczyna,zawsze miała na twarzy grubą warstwę makijażu,przez co nie mogłem doświadczyć jej naturalnego pięka.A może poprostu go nie miała?Z Megan było inaczej.Ciemne włosy luźno opadały jej na twarz,lekko przy tym się kręcąc.Jej jasna cera mieniła się nawet w pochmurny dzień,a oczy...w życiu nie wiedziałem ładniejszych.Przy tym wszystkim jeszcze te pełne,różane usta które,teraz tak bardzo pragnąłem pocałować.I pewnie bym to zrobił,gdyby nie nagły zryw Meg.
M:Zobacz,czy to nie są chłopcy?-spytała,podnosząc się z kanapy...
*Megan*
W pewnym momencie wśród tłumu fanek,zauważyłam czterech,dość charakterystycznych mężczyzn.Tak jak myślałam,to byli Liam,Zayn,Louis i Niall.Jednak wolałam się upewnić pytając o to Harry'ego,który teraz wydawał się nieobecnny.
H:Tak...To oni.-odpowiedział,jakby zawiedziony.
Ja:Idziemy?-spytałam,wskazując kierunek.
H:Tak jasne,chodź.
Ruszyliśmy teraz w stronę rozdających autografy chłopców.Harry wygladał na przerażonego.Za wszelką cenę chciał to ukryć,jednak doskonale zdawałam sobie sprawę z tego,że nie będzie mu łatwo przekonać do mnie resztę band'u.Czułam się niepotrzebna i szczerze mówiąc,powoli zaczynałam zastanawiać się czy czasami nie popełniłam błędu,ulegając loczkowi.
H:Hej!Możemy pogadać?-zwrócił się do Liam'a,z trudem przeciskając się przez tłum wrzeszczących dziewczyn.
L:Jasne!-powiedział entuzjastycznie,jadnak gdy tylko zauważył,że obok Harry'ego stoję ja,jego nastawienie zmieniło się diametralnie.Miałam ochotę uciec.Jednak on ponownie złapał mnie za rękę i nim się obejrzałam znów stałam przed całą 'obsadą' One Direction,wraz z menadżerem.
H:Jak chyba już zauważyliście,przyprowadziłem Megan.-zaczął.
Ja:Cześć.-powiedziałam z lekkim uśmiechem.
Men:Miło mi Cię poznać.Widziałem Twój występ na castingu...Był naprawdę imponujący,ale chyba rozumiesz,że nie możemy przyjąć kontuzjowanej osoby...
Ja:Ale ja już nie jestem kontuzjowana,przez ostatni miesiąc bardzo się oszczędzałam i moja kostka w 100% jest gotowa do pracy.-oznajmiłam.
Men:Rozumiem...-odpowiedział z przekąsem.Pewnie nie miał już rzadnych argumentów do przedstwaienia więc inicjatywę przejął Liam:
Li:Megan my naprawdę bardzo Cię lubimy,ale wszystko jest już ustalone,przykro mi...
H:Oj weź, Daddy nie przynudzaj,przecież możemy zrobić wyjątek!-podniósł głos.
Li:Harry dobrze wiesz jaka jest sytuacja,rozmawialiśmy przecież o tym.Wtem do romowy wtrącił się Louis:
Lou:A może Harry ma rację?!
H:No wreszcie!
Li:Chwileczkę,co Ty opowiadasz,Lou?Nie ma mowy,nie zgadzam się!
H:Ale nie Ty tutaj masz ostatnie słowo!To my wszyscy tworzymy ten band!-krzyknął.
Li:I co z tego?Skoro tylko ja myślę tu logicznie!
Czułam,że nie zdołam wytrzymać już ani chwili dłużej.Nie chciałam ciągnąć tego dalej.Z każdym słowem atmosfera stawała się coraz gęściejsza.
Ja:Harry,to nie ma sensu...-wyszeptałam,udając się w stronę drzwi,gdy nagle usłyszałam słowa po których,nie byłam w stanie zrobić kolejnego kroku...
No i koniec części 21!Jak Wam się podoba?Przepraszam,że tak późno,ale nie miałam weny:( Może już zauważyłyście,że po prawej stronie umieściłam nową ankietę...Bardzo proszę o oddanie głosu.Wasza pomoc jest mi niezbędna do napisania kolejnych rozdziałów:) No i wreszcie mamy za sobą premierę LWWY!!!Jak wrażenia?Piszcie w komentarzach:D Następny rozdział dodam,chyba dopiero w kolejny weekend...Oczywiście jak zobaczę wystarczająco opinii(15)!Dziękuję Wam,że jesteście ze mną i czytacie tego bloga<333
PS.Ten rozdział dedykuję Ms.Malik:*Nie przejmuj się,zawsze zostaje nam taniec z murzynami:D Zdrowiej szybko:***Kocham<3
Ms.Styles
*Harry*
Udało się...Mój plan zadziałał! Będzie mnie to wszystko kosztowało dużą Latte,ale warto! Idę właśnie,trzymając za rękę najlepszą tancerkę jaką kiedykolwiek spotkałem.I jeśli wszysko pójdzie po mojej myśli,jeszcze dziś rozpocznie z nami współpracę.Tylko jak ja to wszystko wyjaśnię chłopakom?Przecież oni mi nie dają żyć...Skład już jest pełny.Nie ma miejsca na choćby najmniejsze zmiany.Daddy mnie zabije,a co dopiero menadżer...
Co ja teraz zrobię...-zamartwiałem się.Przecież zapewaniałęm ją,że ma się o nic nie martwić,a tym czasem ja sam popadłem w paranoję!A jeśli będę zmuszony odwieść ją do domu?
Gdyby nie obecność Megan pewnie,nadal snułbym bezsensowne domysły.
M:Hej,loczek wszystko w porządku.-spytała z troską,jakby dokładnie wiedziała co teraz czuję. -Wyglądasz na zmartwionego...
Ja:Co?A....Ja?Nie!Wszystko okey...-zapewniałem,jednoczeście puszczając jej rękę.Wcisnąłem guzik,chcąc sprowadzić windę i gestem zaprosiłem ją do środka.
M:No tak...Bo w końcu Ty zawsze jesteś taki blady i nierozgarnięty!Zapomniałam...-uśmiechnęła się cwaniacko,robiąc krok do przodu.
Ja:Taaaa...-zaśmiałem się.
M:Na które piętro jedziemy?-spytała,opierając się ościanę windy.
Ja:Dwudzieste,ostatnie.-wybełkotałem,ciągle zastanawiając się nad reakcjią chłopców na widok Megan.
Dziewczyna delikatnie dotknęła przycisk z numerkiem i ruszyliśmy.Czułęm jak śniadanie podchodzi mi do gardła.Jednak wszystkie negatywne emocjie zniknęły wraz z pojawieniem się obok nas pary zakochanych.Winda niespodziewanie się zatrzymała,a nami potrząsnęło.Nim się obejrzałem stałem z Megan na przeciwko siebie, w dość dużej odległości,a pośrodku nas...dwoje całujących się zakochańców.
Na początku oboje poczuliśmy się dość dziwnie i nieswojo.Wymieniliśmy się spojrzeniami,po czym z trudem powstrzymywaliśmy głupawkę.Pomimo naszego wyraźnie zauwarzalnrego rozbawienia,para nie miałą zamiaru sobie przerywać.Megan pokazała coś na znak obrzydzenia.Dziękowałem Bogu,że akurat w tym samym momencie winda zatrzymała się na naszym piętrze.Dłużej nie zniósłbym tego widoku.Pędęm wyparzyliśmy z pomieszczenia,wybuchając głośnym śmiechem.
M:Nie mogę....Co za ludzie!Jak tak można?!-dziwiła się.
Ja:E tam...Sam pocałunek jeszcze bym przeżył,ale widziałaś ten ślinotok?!-spytałem z rozbawieniem.
Po tych słowach nie dużo brakowało,a musiałbym zbierać turlacjącą się po ziemi Megan.Trzymając się za brzuch rechotała w najlepsze.Jej śmiech była na tyle specyficzny,że i ja na nowo dostałem głupawki.Zauważyłem tylko kilka przechodni,którzy przyglądali nam się ze zdziwieniem.Wreszcie po kilku dobrych minutach,zmęczeni tą całą sytuacją,opadliśmy na kanapę,stojącą w holu.Megan ciężko odetchnęła chowając głowę w dłoniach.
M:Wiesz proponuję następnym razem iść schodami...-powiedziała lekko się uśmiechając.
Ja:Taaak!Popieram.Już nigdy nie wejdę do windy...Po tym będę miał uraz do końca życia...-odwzajemniłem uśmiech.
Megan oparła się o poduszkę i ślepo wpatrywała się w przechodzących obok nas ludzi.Dopiero teraz zauważyłem,że jest...inna.Nie wiem jeszcze co dokładnie chciałem przez to rozumieć,ale poprostu różniła się od dziewczyn,które miałem okazje bliżej poznać.Nikogo przede mną nie udawała,poprosty była sobą.Moja poprzednia dziewczyna,zawsze miała na twarzy grubą warstwę makijażu,przez co nie mogłem doświadczyć jej naturalnego pięka.A może poprostu go nie miała?Z Megan było inaczej.Ciemne włosy luźno opadały jej na twarz,lekko przy tym się kręcąc.Jej jasna cera mieniła się nawet w pochmurny dzień,a oczy...w życiu nie wiedziałem ładniejszych.Przy tym wszystkim jeszcze te pełne,różane usta które,teraz tak bardzo pragnąłem pocałować.I pewnie bym to zrobił,gdyby nie nagły zryw Meg.
M:Zobacz,czy to nie są chłopcy?-spytała,podnosząc się z kanapy...
*Megan*
W pewnym momencie wśród tłumu fanek,zauważyłam czterech,dość charakterystycznych mężczyzn.Tak jak myślałam,to byli Liam,Zayn,Louis i Niall.Jednak wolałam się upewnić pytając o to Harry'ego,który teraz wydawał się nieobecnny.
H:Tak...To oni.-odpowiedział,jakby zawiedziony.
Ja:Idziemy?-spytałam,wskazując kierunek.
H:Tak jasne,chodź.
Ruszyliśmy teraz w stronę rozdających autografy chłopców.Harry wygladał na przerażonego.Za wszelką cenę chciał to ukryć,jednak doskonale zdawałam sobie sprawę z tego,że nie będzie mu łatwo przekonać do mnie resztę band'u.Czułam się niepotrzebna i szczerze mówiąc,powoli zaczynałam zastanawiać się czy czasami nie popełniłam błędu,ulegając loczkowi.
H:Hej!Możemy pogadać?-zwrócił się do Liam'a,z trudem przeciskając się przez tłum wrzeszczących dziewczyn.
L:Jasne!-powiedział entuzjastycznie,jadnak gdy tylko zauważył,że obok Harry'ego stoję ja,jego nastawienie zmieniło się diametralnie.Miałam ochotę uciec.Jednak on ponownie złapał mnie za rękę i nim się obejrzałam znów stałam przed całą 'obsadą' One Direction,wraz z menadżerem.
H:Jak chyba już zauważyliście,przyprowadziłem Megan.-zaczął.
Ja:Cześć.-powiedziałam z lekkim uśmiechem.
Men:Miło mi Cię poznać.Widziałem Twój występ na castingu...Był naprawdę imponujący,ale chyba rozumiesz,że nie możemy przyjąć kontuzjowanej osoby...
Ja:Ale ja już nie jestem kontuzjowana,przez ostatni miesiąc bardzo się oszczędzałam i moja kostka w 100% jest gotowa do pracy.-oznajmiłam.
Men:Rozumiem...-odpowiedział z przekąsem.Pewnie nie miał już rzadnych argumentów do przedstwaienia więc inicjatywę przejął Liam:
Li:Megan my naprawdę bardzo Cię lubimy,ale wszystko jest już ustalone,przykro mi...
H:Oj weź, Daddy nie przynudzaj,przecież możemy zrobić wyjątek!-podniósł głos.
Li:Harry dobrze wiesz jaka jest sytuacja,rozmawialiśmy przecież o tym.Wtem do romowy wtrącił się Louis:
Lou:A może Harry ma rację?!
H:No wreszcie!
Li:Chwileczkę,co Ty opowiadasz,Lou?Nie ma mowy,nie zgadzam się!
H:Ale nie Ty tutaj masz ostatnie słowo!To my wszyscy tworzymy ten band!-krzyknął.
Li:I co z tego?Skoro tylko ja myślę tu logicznie!
Czułam,że nie zdołam wytrzymać już ani chwili dłużej.Nie chciałam ciągnąć tego dalej.Z każdym słowem atmosfera stawała się coraz gęściejsza.
Ja:Harry,to nie ma sensu...-wyszeptałam,udając się w stronę drzwi,gdy nagle usłyszałam słowa po których,nie byłam w stanie zrobić kolejnego kroku...
No i koniec części 21!Jak Wam się podoba?Przepraszam,że tak późno,ale nie miałam weny:( Może już zauważyłyście,że po prawej stronie umieściłam nową ankietę...Bardzo proszę o oddanie głosu.Wasza pomoc jest mi niezbędna do napisania kolejnych rozdziałów:) No i wreszcie mamy za sobą premierę LWWY!!!Jak wrażenia?Piszcie w komentarzach:D Następny rozdział dodam,chyba dopiero w kolejny weekend...Oczywiście jak zobaczę wystarczająco opinii(15)!Dziękuję Wam,że jesteście ze mną i czytacie tego bloga<333
PS.Ten rozdział dedykuję Ms.Malik:*Nie przejmuj się,zawsze zostaje nam taniec z murzynami:D Zdrowiej szybko:***Kocham<3
Ms.Styles
sobota, 15 września 2012
Dance with me...cz.20
CZĘŚĆ 20
Podniosłam wzrok i ujrzałam mężczyznę,który wyglądem zbytnio nie różnił się od pozostałych porywaczy.Miał kamienną twarz i ciemne okulary.Przyglądałam mu się jeszcze chwilę,po czym obruciłam głowę i wyjrzałam przez okno.Jak na bandytów jechali dośc powoli i ostrożnie.Budki telefoniczne,jedna za drugą znikały z mojego pola widzenia.Nagle samochód niespodziewanie skręcił w jedną z uliczek.Zupełnie jakby w ostatniej chwili zmienił trasę.Obejrzałm się za siebie,aby sprawdzić czy nikt za nami nie jedzie.Ulica była pusta.Wszystko wydawało się być w porządku,gdyby nie to,że droga,którą jechaliśmy przprawiała mnie o coraz to większy strach.
Zamknęłam oczy,oparłam głowę o szybę i z nadzieją,że wszysko się jakoś ułoży,zaczęłam się modlić.Miałam nadzieję,że jeśli się czymś zajmę,nie będę myślała o rzeczach które mogą mnie wkrótce spotkać.
Właśnie kończyłam pierwsze zdania modlitwy,kiedy lekko mną potrząsnęło i samochód niespodziewanie się zatrzymał.Serce podeszło mi do gardła.Nie chciałam otwierać oczu.Byłam pewna,że jeśli to zrobię,zobaczę przed sobą miejsce wyglądem przypominające scenę niczym z horroru.
Usłyszałam teraz dźwięk zatrzaskujących się drzwi."Ktoś wyszedł z samochodu"-pomyślałam.Zagryzłam usta i z oczekiwaniem na najgorsze, siedziałam w ciszy i niepokoju.Niedługo po tym poczułam chłodny powiew powietrza.Włosy delikatnie musnęły moją twarz.Obruciłam głowę w stronę okna i ostrożnie otworzyłam oczy.Ku mojemu zdziwieniu nie zauważyłam już tych potężnych osiłków,lecz wysokiego mężczyznę,ubranego w czarny smoking i muszkę.Stał przy otwartych drzwiach,trzymając klamkę.Widząc moje zmieszanie wychylił się zza samochodu i gestem,zachęcił mnie do wyjścia z auta.
Nie zastanawiając się ani chwili dłużej ,zabrałam swoją torbę i opuściłam wóz.Nieznajmy zajął miejsce za kierownicą i nim się obejrzałam odjechał.Miałam kompletny mętlik w głowie.Poprawiłam bandamkę,która teraz natrędnie opadała mi na oczy i zaciskając maleńki węzełek na jej końcu,obruciłam głowę,jednocześnie rozglądając się po okolicy.Niespodziewanie nie była to jakaś bezludna uliczka,która widziała już niejedno świństwo.To miejsce wydawało mi się niezwykle znajome.Obkręciłam się jeszcze raz wokół własnej osi,z nadzieją,że może coś umknęło mojej uwadze.
"Jest!"-pomyślałam.Stanęłam przed wielkim nowoczesnym budynkiem ze szkalnymi drzwiami.Już sam jego opis,który stworzyłam sobie w myślach,przyprawiał mnie o "deja vu".Zaczęłam kojarzyć fakty..."Przecież byłam tu z Alice na castingu!-uświadomiłam sobie.Tylko dlaczego przywieźli mnie właśnie tutaj?Ktoś musiał maczać w tym palce!Tylko kto?"-zastanawiałam się.W mojej głowie kłębiło się tysiące myśli na minutę.Zaczęłam nerwowo chodzić tam i z powrotem.
Nagle usłyszałam czyjeś krząknięcie.Obruciłam się gwałtownie w stronę wydobywającego się dźwięku i ujrzałam Harry'ego.Przez dobre kilka minut wpatrywałam się w niego jak w obrazek,podczas gdy on tylko się uśmiechał,ukazując przy tym swoje białe zęby i hipnotyzujące dołeczki.
Poczułam teraz wielką chęć obdarowania Harry'ego szczerym uściskiem.Nie mogłam uwierzyć,że po tym co się wydarzyło jestem cała i zdrowa.W prawdzie wiedziłam,że to wszystko jest podejrzane,jednak działałam pod wpływem emocji.Podeszłam do Loczka i rzuciłam mu się na szyję,gniotąc przy tym jego koszulę.Tak bardzo cieszyłam się z Jego obecności.Chłopak odzwzajemnił uścisk i delikatnie pogładził mnie po włosach.Nasze ciała znajdowały się teraz niebezpiecznie blisko.Czułam każde uderzenie Jego serca.Na szczęście w samą porę zdąrzyłąm się opamiętać i z lekkim zakłopotaniem zrobiłam kilka kroków w tył,jednoczęsnie stając na przeciwko Harry'ego.Zauważyłąm,że on równiez poczuł się niezręcznie i błądził wrokiem po niebie, do czasu gdy zaczęłam rozmowę.Teraz znów jego oczy spoczywały na mnie.
Ja:Jak długo tu już stoisz?-spytałam.
H:Od momentu kiedy wyszłaś z samochodu...-odpowiedział.-Byłaś na tyle zdenerwowana,że nawet nie zauważyłąś mojej obecności.
Ja:Tak...Przepraszam... Nie wyobrażasz sobie co mi się przydarzyło...-oznajmiłam z przejęciem.
H:Wiem o wszystkim doskonale ...
Ja:No więc...-już miałam zacząć moją opowieść,gdy w tym samym momencie dotarło do mnie co powiedział loczek.
Ja:Że co,proszę?
H:Trudno mi to mówić,ale musisz poznać prawdę...-przerwał.
Ja:Harry!Czy do cholery możesz mi powiedzić o co w tym wszystkim chodzi?-podniosłam głos.Czułam jak buzuje we mnie krew.
H:No dobrze...Tylko obiecaj,że nie będziesz się wściekać...
Ja:Obiecuję.-powiedziałam.Jednak w głębi duszy wiedziałam,że nie będzie łatwo dotrzymać tej obietnicy.
H:No więc...To ja stoję za tym porwaniem.Ludzie którzy rzekomo Cię uprowadzili to nasi prywatni ochroniarze.Mieli za zadanie bezbieczne przetransportowanie Cię pod Centrum Kultury...
To co usłyszałam nie mieściło mi się w głowie.
Ja:Że co?
H:No, to ja sto...-starał się powtórzyć.
Ja:Przecież wiem co powiedziałeś!!!-pzerwałam mu.-Po co chciałeś żebym tu przyjechała?-starałam się opanować złość...
H:Bardzo spodobał mi się Twój występ na castingu.Zależy mi żebyś z nami współpracowała.Robiłęm wszystko co w mojej mocy,żeby przekonać chłopców.Jednak oni ostatecznie zadecydowali,że nie możemy wysłać Ci listu.Chciałem zadzwonić,ale nie mam Twojego numeru.Nawet gdybym go zdobył to i tak nie zgodziłabyś się na przyjazd tutaj.Wymyśliłem więc plan no i udało się...Jesteś...-powiedział zmieszany.
Ja:Doceniam wszystko co zrobiłeś...-mówiłam spokojnie,jadnak zaraz potem wybuchłam:-Ale jak mogłeś napędzić mi takiego stracha?!Myślałam,że umrę!Nawet nie wiesz jak się bałam.A gdyby Ciebie ktoś tak porwał?!Hm?!-bez namysłu zaczęłam obkładać klatę Harry'ego pięściami.
Byłam tak strasznie wściekła,a jednoczeście chciało mi się płakać.Uderzałam coraz mocniej.Z każdym ciosem więcej łez napływało mi do oczu.Nagle Harry złapał mnie za nadgarstki,a ja opuściłąm głowę,ślepo wpatrując się w ziemię.
H:Obiecałaś mi coś,pamiętasz?
Ja:Mam gdzieś co obiecywałam!-krzyknęłam jednocześnie uwalniając swoje ręce z objęć chłopaka.Obruciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę domu.Ocierając pojedyńcze łzy usłuszałam głos Harry'ego:
H:Po tym wszystkim co przeżyłaś masz zamiar teraz się wycofać?Wiem,że ten plan był głupi,ale zastanów się...Co będzie dla Ciebie lepszym rozwiązaniem.Pomyśl o swojej karierze!-krzyknął.
W jego głosie wyczułam bulwers.Stanęłam jak wryta."On ma rację.W pewnym sensie ta przygoda zmotywowała mnie do działania.Ma chłopak łeb.Może powinnam się zgodzić..."-rozmyślałam.Obruciłam się w stronę wyczekującego na moją odpowiedż Loczka.
Ja:A co z resztą band'u?
H:Postawię ich przed faktem dokonanym!Nie będą mieli nic do gadania.
Zagryzłam wargę i po rozwarzeniu wszytkich możliwości wreszcie wydusiłam:
Ja:Okey,okey...Muszę Ci przyznać,że Twój plan zadziałał!Wygrałeś...
H:Wiedziałem!
Ja:Ale nie myśl sobie,że tak szybko o tym zapomnę!Stawiasz mi dużą Latte z podwójną pianką i lodami!-powiedziałam z lekkim uśmieszkiem.
H:Niech Ci będzie...Chodź,chłopcy już czekają!
Podeszłam bliżej a on złapał mnie za rękę,pociągnął w stronę budynku i wyszeptał:-Przepraszam...
Wreszcie dodałam!Przepraszam,za wszystkie błędy,ale pisałam to na szybko:) Dziękuję za wszystkie opinie z Waszej strony:D Dzisiejszy rozdział dość ckliwy i długi,ale mam nadzieję,że Wam się spodoba:) Kolejna część,może już jutro?Zależy jak szybko zaobaczę 16 komentarzy:*
PS.Jutro urodzinki obchodzi moja kochana Domii Styles:) Jeśli jeszcze ktoś nie zapoznał się z jej blogiem:http://kkkjjjlllooo.blogspot.com/ Gorąco polecam:)Kocham Was<333
Ms.Styles
Podniosłam wzrok i ujrzałam mężczyznę,który wyglądem zbytnio nie różnił się od pozostałych porywaczy.Miał kamienną twarz i ciemne okulary.Przyglądałam mu się jeszcze chwilę,po czym obruciłam głowę i wyjrzałam przez okno.Jak na bandytów jechali dośc powoli i ostrożnie.Budki telefoniczne,jedna za drugą znikały z mojego pola widzenia.Nagle samochód niespodziewanie skręcił w jedną z uliczek.Zupełnie jakby w ostatniej chwili zmienił trasę.Obejrzałm się za siebie,aby sprawdzić czy nikt za nami nie jedzie.Ulica była pusta.Wszystko wydawało się być w porządku,gdyby nie to,że droga,którą jechaliśmy przprawiała mnie o coraz to większy strach.
Zamknęłam oczy,oparłam głowę o szybę i z nadzieją,że wszysko się jakoś ułoży,zaczęłam się modlić.Miałam nadzieję,że jeśli się czymś zajmę,nie będę myślała o rzeczach które mogą mnie wkrótce spotkać.
Właśnie kończyłam pierwsze zdania modlitwy,kiedy lekko mną potrząsnęło i samochód niespodziewanie się zatrzymał.Serce podeszło mi do gardła.Nie chciałam otwierać oczu.Byłam pewna,że jeśli to zrobię,zobaczę przed sobą miejsce wyglądem przypominające scenę niczym z horroru.
Usłyszałam teraz dźwięk zatrzaskujących się drzwi."Ktoś wyszedł z samochodu"-pomyślałam.Zagryzłam usta i z oczekiwaniem na najgorsze, siedziałam w ciszy i niepokoju.Niedługo po tym poczułam chłodny powiew powietrza.Włosy delikatnie musnęły moją twarz.Obruciłam głowę w stronę okna i ostrożnie otworzyłam oczy.Ku mojemu zdziwieniu nie zauważyłam już tych potężnych osiłków,lecz wysokiego mężczyznę,ubranego w czarny smoking i muszkę.Stał przy otwartych drzwiach,trzymając klamkę.Widząc moje zmieszanie wychylił się zza samochodu i gestem,zachęcił mnie do wyjścia z auta.
Nie zastanawiając się ani chwili dłużej ,zabrałam swoją torbę i opuściłam wóz.Nieznajmy zajął miejsce za kierownicą i nim się obejrzałam odjechał.Miałam kompletny mętlik w głowie.Poprawiłam bandamkę,która teraz natrędnie opadała mi na oczy i zaciskając maleńki węzełek na jej końcu,obruciłam głowę,jednocześnie rozglądając się po okolicy.Niespodziewanie nie była to jakaś bezludna uliczka,która widziała już niejedno świństwo.To miejsce wydawało mi się niezwykle znajome.Obkręciłam się jeszcze raz wokół własnej osi,z nadzieją,że może coś umknęło mojej uwadze.
"Jest!"-pomyślałam.Stanęłam przed wielkim nowoczesnym budynkiem ze szkalnymi drzwiami.Już sam jego opis,który stworzyłam sobie w myślach,przyprawiał mnie o "deja vu".Zaczęłam kojarzyć fakty..."Przecież byłam tu z Alice na castingu!-uświadomiłam sobie.Tylko dlaczego przywieźli mnie właśnie tutaj?Ktoś musiał maczać w tym palce!Tylko kto?"-zastanawiałam się.W mojej głowie kłębiło się tysiące myśli na minutę.Zaczęłam nerwowo chodzić tam i z powrotem.
Nagle usłyszałam czyjeś krząknięcie.Obruciłam się gwałtownie w stronę wydobywającego się dźwięku i ujrzałam Harry'ego.Przez dobre kilka minut wpatrywałam się w niego jak w obrazek,podczas gdy on tylko się uśmiechał,ukazując przy tym swoje białe zęby i hipnotyzujące dołeczki.
Poczułam teraz wielką chęć obdarowania Harry'ego szczerym uściskiem.Nie mogłam uwierzyć,że po tym co się wydarzyło jestem cała i zdrowa.W prawdzie wiedziłam,że to wszystko jest podejrzane,jednak działałam pod wpływem emocji.Podeszłam do Loczka i rzuciłam mu się na szyję,gniotąc przy tym jego koszulę.Tak bardzo cieszyłam się z Jego obecności.Chłopak odzwzajemnił uścisk i delikatnie pogładził mnie po włosach.Nasze ciała znajdowały się teraz niebezpiecznie blisko.Czułam każde uderzenie Jego serca.Na szczęście w samą porę zdąrzyłąm się opamiętać i z lekkim zakłopotaniem zrobiłam kilka kroków w tył,jednoczęsnie stając na przeciwko Harry'ego.Zauważyłąm,że on równiez poczuł się niezręcznie i błądził wrokiem po niebie, do czasu gdy zaczęłam rozmowę.Teraz znów jego oczy spoczywały na mnie.
Ja:Jak długo tu już stoisz?-spytałam.
H:Od momentu kiedy wyszłaś z samochodu...-odpowiedział.-Byłaś na tyle zdenerwowana,że nawet nie zauważyłąś mojej obecności.
Ja:Tak...Przepraszam... Nie wyobrażasz sobie co mi się przydarzyło...-oznajmiłam z przejęciem.
H:Wiem o wszystkim doskonale ...
Ja:No więc...-już miałam zacząć moją opowieść,gdy w tym samym momencie dotarło do mnie co powiedział loczek.
Ja:Że co,proszę?
H:Trudno mi to mówić,ale musisz poznać prawdę...-przerwał.
Ja:Harry!Czy do cholery możesz mi powiedzić o co w tym wszystkim chodzi?-podniosłam głos.Czułam jak buzuje we mnie krew.
H:No dobrze...Tylko obiecaj,że nie będziesz się wściekać...
Ja:Obiecuję.-powiedziałam.Jednak w głębi duszy wiedziałam,że nie będzie łatwo dotrzymać tej obietnicy.
H:No więc...To ja stoję za tym porwaniem.Ludzie którzy rzekomo Cię uprowadzili to nasi prywatni ochroniarze.Mieli za zadanie bezbieczne przetransportowanie Cię pod Centrum Kultury...
To co usłyszałam nie mieściło mi się w głowie.
Ja:Że co?
H:No, to ja sto...-starał się powtórzyć.
Ja:Przecież wiem co powiedziałeś!!!-pzerwałam mu.-Po co chciałeś żebym tu przyjechała?-starałam się opanować złość...
H:Bardzo spodobał mi się Twój występ na castingu.Zależy mi żebyś z nami współpracowała.Robiłęm wszystko co w mojej mocy,żeby przekonać chłopców.Jednak oni ostatecznie zadecydowali,że nie możemy wysłać Ci listu.Chciałem zadzwonić,ale nie mam Twojego numeru.Nawet gdybym go zdobył to i tak nie zgodziłabyś się na przyjazd tutaj.Wymyśliłem więc plan no i udało się...Jesteś...-powiedział zmieszany.
Ja:Doceniam wszystko co zrobiłeś...-mówiłam spokojnie,jadnak zaraz potem wybuchłam:-Ale jak mogłeś napędzić mi takiego stracha?!Myślałam,że umrę!Nawet nie wiesz jak się bałam.A gdyby Ciebie ktoś tak porwał?!Hm?!-bez namysłu zaczęłam obkładać klatę Harry'ego pięściami.
Byłam tak strasznie wściekła,a jednoczeście chciało mi się płakać.Uderzałam coraz mocniej.Z każdym ciosem więcej łez napływało mi do oczu.Nagle Harry złapał mnie za nadgarstki,a ja opuściłąm głowę,ślepo wpatrując się w ziemię.
H:Obiecałaś mi coś,pamiętasz?
Ja:Mam gdzieś co obiecywałam!-krzyknęłam jednocześnie uwalniając swoje ręce z objęć chłopaka.Obruciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę domu.Ocierając pojedyńcze łzy usłuszałam głos Harry'ego:
H:Po tym wszystkim co przeżyłaś masz zamiar teraz się wycofać?Wiem,że ten plan był głupi,ale zastanów się...Co będzie dla Ciebie lepszym rozwiązaniem.Pomyśl o swojej karierze!-krzyknął.
W jego głosie wyczułam bulwers.Stanęłam jak wryta."On ma rację.W pewnym sensie ta przygoda zmotywowała mnie do działania.Ma chłopak łeb.Może powinnam się zgodzić..."-rozmyślałam.Obruciłam się w stronę wyczekującego na moją odpowiedż Loczka.
Ja:A co z resztą band'u?
H:Postawię ich przed faktem dokonanym!Nie będą mieli nic do gadania.
Zagryzłam wargę i po rozwarzeniu wszytkich możliwości wreszcie wydusiłam:
Ja:Okey,okey...Muszę Ci przyznać,że Twój plan zadziałał!Wygrałeś...
H:Wiedziałem!
Ja:Ale nie myśl sobie,że tak szybko o tym zapomnę!Stawiasz mi dużą Latte z podwójną pianką i lodami!-powiedziałam z lekkim uśmieszkiem.
H:Niech Ci będzie...Chodź,chłopcy już czekają!
Podeszłam bliżej a on złapał mnie za rękę,pociągnął w stronę budynku i wyszeptał:-Przepraszam...
Wreszcie dodałam!Przepraszam,za wszystkie błędy,ale pisałam to na szybko:) Dziękuję za wszystkie opinie z Waszej strony:D Dzisiejszy rozdział dość ckliwy i długi,ale mam nadzieję,że Wam się spodoba:) Kolejna część,może już jutro?Zależy jak szybko zaobaczę 16 komentarzy:*
PS.Jutro urodzinki obchodzi moja kochana Domii Styles:) Jeśli jeszcze ktoś nie zapoznał się z jej blogiem:http://kkkjjjlllooo.blogspot.com/ Gorąco polecam:)Kocham Was<333
Ms.Styles
piątek, 7 września 2012
Dance with me... cz.19
CZĘŚĆ 19
Dni mijały niczym deszcz,szybko i starannie.Ale mnie jednak nie było dane cieszyć się regularnością tych kropelek,spływających po szybie okna w moim pokoju.W czasie gdy Alice pękała z dumy,moim codziennym rytuałem stało się obsesyjne obserwowanie własnego mail'a.Potrafiłam przesiedzieć przed komputerem cały dzień,gapiąc się w jedno okienko,pt."Skrzynka odbiorcza".Powoli stawałam się rośliną,praktycznie nie kontaktowałam.Jadłam tylko wtedy,gdy głód stawał się na tyle dokuczliwy,że zakłucał moje obserwacje i jaki mi się wtedy wydawało "normalne" funkcjonowanie.Zdarzało się czasami,że zasypiałam na obrotowym krześle i nie wyłaczając laptopa,przesypiałam całą noc,by z samego rana znów zacząć od początku.
Nie wiem czemu doprowadziłąm sie do takiego stanu.Może poprostu za wszelką cenę,chciałam spełnić marzenia.Jednak z biegiem czasu czułam,że to coś więcej.Miałam wrażenie,że jakaś zewnetrzna siła ciągnie mnie w to miejsce.Wiedziałm,że właśnie tam,wśród tych wszystkich tancerzy,powinnam sie teraz znaleść.Momentami przerażała mnie ta świadomość.Z drugiej zaś strony powoli stawała się moim narkotykiem,bez którego traciłam sens życia.
Myślę,że to wszystko mogłoby się skończyć tragedią gdyby nie Marcin,który teraz stał się moim najlepszym przyjacielem.To on pomógł mi się pozbirerać i skutecznie przemówił do rozsądku.Wkrótce po jego interwencji znów zaczęłam normalnie funkcjonować.Nie oglądałam się za siebie,ale żyłam chwilą.
Każdego ranka budziłąm się z większym optymizmem.W końcu pogodziłam się z tym,że moja szansa przepadła."Trudno,życie toczy się dalej!Jeszcze zabłysnę..."-pocieszałam się.
***
Dzisiejszego dnia miały się zacząć przygotowania do kręcenia nowego teledysku.Pomimo częstych i z czasem dokuczliwych próźb Alice o to bym bybrała się z nią-ostatecznie odmówiłam.Wytłumaczyłam jej,że to byłoby ryzykowne,ze wzgledy na moją jeszcze do niedawna aktywną obsesję.Nie chciałam przecież znów stać się nieprzytomną-Megan.Postanowiłam,więc,że wybiorę na spacer do parku,jednocześnie odciągając swoje myśli od chęci włączenia komputera.Ubrałam sę w to:http://img.stylistki.pl/sets/na-luzie-d- i zrobiłam lekki makijaż.Włosy rozpuściłam i potraktowałam niewielką ilością pianki,podkreślającej loki.Już po kilkunastu minutach byłam gotowa do wyjścia.Zeszłam na dół,ostatni raz poprawiając bandamkę.
Zatrzasnęłam za sobą drzwi i zachłysnęłam się świeżym powietrzem.Słońce bezkutecznie próbowało przebić się zza grubiej warstwy chmur.Dzień był ponury i wszystko zdawało się stracić kolor.Jedynie ja swoim optymistycznym ubiorem i uśmiechem na twarzy wyróżniałam się z tłumu nieprzytomnych ludzi.Mijałam każdą napotkaną osobę z niesamowitą satysfakcją.Czułam,że mogę wszystko i nikt mi nie stanie na przeszkodzie.Kroczyłąm więc dumnie przed siebie,ciesząc się choćby najmniejszym promieniem słońca.Po ulicy przejeżdżało mnóstwo samochodów,zostawiając za sobą kłęby duszącego dymu.Wokół było słychać płacz dzieci i głośne romowy negocjujących na różne tematy pań.
Nagle moją uwagę przykuł czarny samochód,który w preciwieństwie do większości Londyńskich wozów poryszał się bardzo powoli.Można było powiedzieć,że praktycznie dotrzymywał mi kroku.Szyby były lekko uchylone,jednak nie mogłam dostrzec kierowcy.Zdrowy rozsądek podpowiada mi abym przyśpieszyła tempa.Tak też zrobiłam.Nabrałam powietrza i z każdym kolejnym krokiem szłam coraz to szybciej.Wiatr delikatnie muskał moje zarumienione policzki.Spojrzałam ukratkiem w stronę jezdni z nadzieją,że samochód,który wcześniej,nie ukrywam wydawał mi sie podejrzany- zniknął.Odetchnęłam z ulgą.Przed moimi oczyma mignęło teraz tylko kilka zarysów pędzących aut. Na mojej twarzy znów pojawił się uśmiech.Pogoda zdawała się pogarszać,więc chcąc uniknąć wszelkich niespodzianek,skręciałm w uliczkę,która prowadziła na skróty.
Wybór właśnie tej trasy zdawał mi się znkomitym pomysłem,dopóki nie ujrzałam przed sobą czarnego Jeep'a.Od razu wiedziałam,że to spotkanie nie skończy się niewinną pogaduszką."To nie może być zbieg okloliczności!"-myślałam.Miałam wrażenie,że kierowca jeszcze nie zauważył mojej obecności i starałam się przemknąć niezauważona.Dyskretnie obruciłąm się na pięcie,gdy nagle drogę zatarasowało mi dwoje wysokich i dobrze zbudowanych mężczyzn w skórzanych kurtkach i okularach.Serce podeszło mi do gardła.Nie wiedziałam co mam robić.Strach sparaliżował moje ciało.Jedynym wyjściem wydawała mi się ucieczka.Inaczej skończyłambym na stronach pierwszych gazet,pt."Uprowadzeni!"A przecież nie chodziło mi o tego rodzaju rozpoznawalność i sławę."Trzeba było siedzieć na dupie przed komputerem!"-wściekałam się.
Niestety mój jakże wspaniałomyślny plan,jak zwykle....okazał się nie wypałem.Usłuszałam tylko ciche:"Bierz ją!".Zaraz potem jeden z osiłków złapał mnie za rękę i bez większych kłopotów przeżucił,przez swoje ramię.Teraz zaczęłam krzyczeć w niebogłosy.Mężczyźni jednak wydawali się niewzruszeni.Próbowałam się wyrwać,uderzałam porywacza pięściami...Wszystko na nic.Bez najmniejszych skrupułów wpakowali mnie do wozu,zamknęli drzwi od środka i kazali siedzieć cicho.Wiedziałam,że nie warto z nimi zadzierać,więc starałam się tłumić moją histerię.Samochód gwałtownie ruszył a mną potrząsnęło.Czułam się jak w jakimś horrorze.Trzęsły mi się ręce...Odważyłam się teraz spojrzeć w lusterko.Podniosłam wzrok i ujrzałam...
Przepraszam Was,że tak późno,ale napisanie tej części zajęło mi dużo czasu,a mimo to i tak wydaje mi się słaba:( Dziś same opisy i rzadnych dialogów,ale w następnym rozdziale będzie już ciekawiej:) Dziękuję Wam za to,że jesteście ze mną już tak długo i mnie wspieracie:* Nie wierzę,że mam już ponad 17000 wejść!!!Ale mam zaciesz:D 13.09-urodziny naszego Niall'usia! Macie już jakies pomysły na świętowanie? Ale póki co za 16 kometarzy ukarze się kolejny post:)
Pozdrawiam wszystkich,którzy poświęcają swój czas na czytanie tego bloga:***
Kocham Was<333
Ms.Styles
Dni mijały niczym deszcz,szybko i starannie.Ale mnie jednak nie było dane cieszyć się regularnością tych kropelek,spływających po szybie okna w moim pokoju.W czasie gdy Alice pękała z dumy,moim codziennym rytuałem stało się obsesyjne obserwowanie własnego mail'a.Potrafiłam przesiedzieć przed komputerem cały dzień,gapiąc się w jedno okienko,pt."Skrzynka odbiorcza".Powoli stawałam się rośliną,praktycznie nie kontaktowałam.Jadłam tylko wtedy,gdy głód stawał się na tyle dokuczliwy,że zakłucał moje obserwacje i jaki mi się wtedy wydawało "normalne" funkcjonowanie.Zdarzało się czasami,że zasypiałam na obrotowym krześle i nie wyłaczając laptopa,przesypiałam całą noc,by z samego rana znów zacząć od początku.
Nie wiem czemu doprowadziłąm sie do takiego stanu.Może poprostu za wszelką cenę,chciałam spełnić marzenia.Jednak z biegiem czasu czułam,że to coś więcej.Miałam wrażenie,że jakaś zewnetrzna siła ciągnie mnie w to miejsce.Wiedziałm,że właśnie tam,wśród tych wszystkich tancerzy,powinnam sie teraz znaleść.Momentami przerażała mnie ta świadomość.Z drugiej zaś strony powoli stawała się moim narkotykiem,bez którego traciłam sens życia.
Myślę,że to wszystko mogłoby się skończyć tragedią gdyby nie Marcin,który teraz stał się moim najlepszym przyjacielem.To on pomógł mi się pozbirerać i skutecznie przemówił do rozsądku.Wkrótce po jego interwencji znów zaczęłam normalnie funkcjonować.Nie oglądałam się za siebie,ale żyłam chwilą.
Każdego ranka budziłąm się z większym optymizmem.W końcu pogodziłam się z tym,że moja szansa przepadła."Trudno,życie toczy się dalej!Jeszcze zabłysnę..."-pocieszałam się.
***
Dzisiejszego dnia miały się zacząć przygotowania do kręcenia nowego teledysku.Pomimo częstych i z czasem dokuczliwych próźb Alice o to bym bybrała się z nią-ostatecznie odmówiłam.Wytłumaczyłam jej,że to byłoby ryzykowne,ze wzgledy na moją jeszcze do niedawna aktywną obsesję.Nie chciałam przecież znów stać się nieprzytomną-Megan.Postanowiłam,więc,że wybiorę na spacer do parku,jednocześnie odciągając swoje myśli od chęci włączenia komputera.Ubrałam sę w to:http://img.stylistki.pl/sets/na-luzie-d- i zrobiłam lekki makijaż.Włosy rozpuściłam i potraktowałam niewielką ilością pianki,podkreślającej loki.Już po kilkunastu minutach byłam gotowa do wyjścia.Zeszłam na dół,ostatni raz poprawiając bandamkę.
Zatrzasnęłam za sobą drzwi i zachłysnęłam się świeżym powietrzem.Słońce bezkutecznie próbowało przebić się zza grubiej warstwy chmur.Dzień był ponury i wszystko zdawało się stracić kolor.Jedynie ja swoim optymistycznym ubiorem i uśmiechem na twarzy wyróżniałam się z tłumu nieprzytomnych ludzi.Mijałam każdą napotkaną osobę z niesamowitą satysfakcją.Czułam,że mogę wszystko i nikt mi nie stanie na przeszkodzie.Kroczyłąm więc dumnie przed siebie,ciesząc się choćby najmniejszym promieniem słońca.Po ulicy przejeżdżało mnóstwo samochodów,zostawiając za sobą kłęby duszącego dymu.Wokół było słychać płacz dzieci i głośne romowy negocjujących na różne tematy pań.
Nagle moją uwagę przykuł czarny samochód,który w preciwieństwie do większości Londyńskich wozów poryszał się bardzo powoli.Można było powiedzieć,że praktycznie dotrzymywał mi kroku.Szyby były lekko uchylone,jednak nie mogłam dostrzec kierowcy.Zdrowy rozsądek podpowiada mi abym przyśpieszyła tempa.Tak też zrobiłam.Nabrałam powietrza i z każdym kolejnym krokiem szłam coraz to szybciej.Wiatr delikatnie muskał moje zarumienione policzki.Spojrzałam ukratkiem w stronę jezdni z nadzieją,że samochód,który wcześniej,nie ukrywam wydawał mi sie podejrzany- zniknął.Odetchnęłam z ulgą.Przed moimi oczyma mignęło teraz tylko kilka zarysów pędzących aut. Na mojej twarzy znów pojawił się uśmiech.Pogoda zdawała się pogarszać,więc chcąc uniknąć wszelkich niespodzianek,skręciałm w uliczkę,która prowadziła na skróty.
Wybór właśnie tej trasy zdawał mi się znkomitym pomysłem,dopóki nie ujrzałam przed sobą czarnego Jeep'a.Od razu wiedziałam,że to spotkanie nie skończy się niewinną pogaduszką."To nie może być zbieg okloliczności!"-myślałam.Miałam wrażenie,że kierowca jeszcze nie zauważył mojej obecności i starałam się przemknąć niezauważona.Dyskretnie obruciłąm się na pięcie,gdy nagle drogę zatarasowało mi dwoje wysokich i dobrze zbudowanych mężczyzn w skórzanych kurtkach i okularach.Serce podeszło mi do gardła.Nie wiedziałam co mam robić.Strach sparaliżował moje ciało.Jedynym wyjściem wydawała mi się ucieczka.Inaczej skończyłambym na stronach pierwszych gazet,pt."Uprowadzeni!"A przecież nie chodziło mi o tego rodzaju rozpoznawalność i sławę."Trzeba było siedzieć na dupie przed komputerem!"-wściekałam się.
Niestety mój jakże wspaniałomyślny plan,jak zwykle....okazał się nie wypałem.Usłuszałam tylko ciche:"Bierz ją!".Zaraz potem jeden z osiłków złapał mnie za rękę i bez większych kłopotów przeżucił,przez swoje ramię.Teraz zaczęłam krzyczeć w niebogłosy.Mężczyźni jednak wydawali się niewzruszeni.Próbowałam się wyrwać,uderzałam porywacza pięściami...Wszystko na nic.Bez najmniejszych skrupułów wpakowali mnie do wozu,zamknęli drzwi od środka i kazali siedzieć cicho.Wiedziałam,że nie warto z nimi zadzierać,więc starałam się tłumić moją histerię.Samochód gwałtownie ruszył a mną potrząsnęło.Czułam się jak w jakimś horrorze.Trzęsły mi się ręce...Odważyłam się teraz spojrzeć w lusterko.Podniosłam wzrok i ujrzałam...
Przepraszam Was,że tak późno,ale napisanie tej części zajęło mi dużo czasu,a mimo to i tak wydaje mi się słaba:( Dziś same opisy i rzadnych dialogów,ale w następnym rozdziale będzie już ciekawiej:) Dziękuję Wam za to,że jesteście ze mną już tak długo i mnie wspieracie:* Nie wierzę,że mam już ponad 17000 wejść!!!Ale mam zaciesz:D 13.09-urodziny naszego Niall'usia! Macie już jakies pomysły na świętowanie? Ale póki co za 16 kometarzy ukarze się kolejny post:)
Pozdrawiam wszystkich,którzy poświęcają swój czas na czytanie tego bloga:***
Kocham Was<333
Ms.Styles
czwartek, 6 września 2012
Kiedy kolejny post?!
Kochane czytelniczki!
Wiem,że już dość długo czekacie na kolejny rozdział:( Myślałam,że dziś już uda mi się coś napisać...Nistety mam tylko część. Jednak obiecuję Wam,że już jutro ukaże się nowy post:) Postaram się dodawać 3-4 razy w tygodniu,w zależności od szkoły i mojej weny:D
Mam nadzieję,że rozumiecie:* Kocham Was<333
Ms.Styles
Wiem,że już dość długo czekacie na kolejny rozdział:( Myślałam,że dziś już uda mi się coś napisać...Nistety mam tylko część. Jednak obiecuję Wam,że już jutro ukaże się nowy post:) Postaram się dodawać 3-4 razy w tygodniu,w zależności od szkoły i mojej weny:D
Mam nadzieję,że rozumiecie:* Kocham Was<333
Ms.Styles
poniedziałek, 3 września 2012
Dance with me...cz.18
CZĘŚĆ 18
Dwie godziny później...
Zadzwoniła do mnie Alice z pytaniem:"Jak się czuję?".Odpowiedziałam,że bardzo dobrze.Poranny incydent z Marcinem,na dzień dobry,poprawił mi humor.Przyjaciółka nie potrafiłą zrozumieć mojego wspaniałego samopoczucia.
Al:Coś Ty taka rozpromieniona?
Ja:Przyjdź do mnie to Ci wszystko opowiem...
Kumpelka przyjęła zaproszenie,a ja rozpoczełam przygotowania.Zrobiłam nasze ulubione gofry z bitą śmietaną oraz polewą czekoladową.Zaniosłam ja na górę,zaraz potem włączyłam muzykę.
* * *
Siedziałyśmy teraz u mnie w pokoju,zajadając gofry i popijając sokiem pomarańczowym.
Al:Serio?!Zasnęliście?!Chciałabym widzieć mnię Twoich rodziców...
Ja:Mówię Ci!Chyba nigdy tego nie zapomnę.-powiedziałam jednocześnie umiejętnie naśladując grymasy starszych.
Momentalnie parskłyśmy śmiechem.Wzięłam teraz na palec trochę śmietany i mazałam nos Alice.Przyjaciółka nie pozostawała mi dłużna.Nim się obejrzłam i ja miałam brudną całą twarz.Wreszcie po długiej i lepkiej "bitwie na bitą śmietanę",usiadłyśmy na dywanie starając się wyciągnąć jej resztki z włosów.Gdy już się oporządziłyśmy,Alice stwierdziłą,że musi wracać,bo jutro czeka nas szkoła.Zgodziłam się z przyjaciółką i ostatecznie umówiłyśmy się przed budynkiem...
Miesiąc później(początek wakacji)...
Kilka dni temu oficjalnie pożegnałam rok szkolny i zaczęłam cieszyć się wakacjami.Jednak dopiero dzisiaj naprawdę poczułam ten klimat dwóch miesięcy błogiego lenistwa.Jak?Otóż z samego "ranka" otworzyłam oczy i spoglądając na zegarek zorientowałam się,że dochodzi 10.00.Na początku nie docierało to do mnie.Więc spokojnie obruciłam się na drugi bok i z chęcią ponownego zaśnięcia,przykryłam twarz poduszką.Zaraz potem uświadomiłam sobie,która naprawdę jest godzina.Wyskoczyłam z łóżka niczym poparzona i zaczęłam się szykować.Szybko pobiegłam do łazienki i zaczęłam się ubierać w wcześniej wyciągnięte z szafy przypadkowe ciuchy.Spięłam włosy w luźnego koka i zeszłam na dół.Wdomu nikogo nie było."No pewnie!Już nie łaska mnie wcześniej obudzić!"-złościłam się.Wciągnęłam buty i już miałam pociągnąć za klamke,gdy usłyszałam sygnał telefonu."Jeszcze tego brakowało..."-pomyślałam i jednocześnie sięgnęłam do torby w poszukiwaniu komórki.Wreszcie po wyrzuceniu całej jej zawartości,na samym dnie zauważyłam moją zgubę.
Ja:No,halo...
Usłyszałam teraz podekscytowany głos Alice.
Al:Meg,nie uwierzysz co się stało!
Ja:tak,wiem spóźniłam się,ale zaraz bedę na miejscu.Przepraszam,że byłąś zmuszona na mnie czekać.Okey,to ja kończę bo chciałabym zdążyć na zajęcia jeszcze przed dzwonkiem!
Al:jakie zajęcia?Co Ty opowiadasz?
Ja:No przecież jak zawsze byłyśmy umówione przed szkołą,no nie?
Al:Niby po co?
Ja:Alice.Nie rób ze mnie głupiej!A po co chodzi się do szkoły?!
Al:Megan!Przecież są wakacje...
W tym momencie wszelkie moje dotychczasowe wątpliwości zostały rozwiane.Uświadomiłam sobie właśnie,jak dobrze,że mogę śmiało spać do 11.00,a nawet później.A do tego nikt nie będzie mnie posądzał o spóźnienie.Wreszcie trochę wyluzuję i zacznę cieszyć się wolnościa...Aaaaa! Są wakacjeTylko dlaczego musiałam się na sam początek tak zbłaźnić?No,cóż.Teraz postaram się jakoś z tego wybrnąć.Ciężko opadłam na krzesło stojące w przedpokoju i ponownie zaczęłam rozmowę,z wielkim uśmiechem na twarzy.
Ja:Nie! Ja chyba zaraz zapadnę się pod ziemię...Wszystko mi się totalnie pochrzaniło!
Al:Właśnie zauważyłam!Jeśli dostanę zmarszczek przez tą głupawkę to będzie tylko i wyłącznie Twoja wina!Ty zakręcie...
Ja:Dobra,zmieńmy temat!Proszę Cię!Więc co chciałaś mi powiedzieć?
Al:A no tak!Nie uwierzysz!Nie umiałam spać,więc postanowiłam,że sprawdzę pocztę.Weszłam na oneta,a tam...
Ja:No szybciej,bo umrę z ciekawości!-niecierpliwiłam się.
Al:No już!Daj mi dokończyć.A tam wiadomość od menager'a One Direction.Przyjęli mnie!
Ja:Naprawdę?To fantastycznie!
Al:Tak bardzo się cieszę.Byłam pewna,że nie jestem wystarczając o dobra.A tu taka niespodzianka!Myślałam,że dostanę list...Ale to już nieważne!Będę współpracować z One Direction!!!-darła się.
Ja:Zasłużyłaś na to!Jesteś wspaniała!Wiedziałam,że Ci się uda...
Przyjaciółka była zachwycona.Cieszyłam się jej szczęściem,jednak czułam pewną pustkę.Wiedziałm,że mój występ nie należał do najlepszych,ale miałam głęboką nadzieję,że może mi się poszczęści.To była moja wielka szansa na wybicie się ponad innych i wreszcie osiągnięcie zamierzonego celu.Tak bardzo chciałam poznać pracę zawodowej tancerki.Teraz kilka łez napłynęło mi do oczu.Zwyczajnie byłam zawiedziona i zła na samą siebie.Nagle przypomniałm sobie,że przecież rozmawiam z Alice.Ponownie przyłożyłam telefon do ucha,który wcześniej opuściłam.
Al:Jesteś tam?Halo...
Ja:Tak jestem...Sorki,zamyśliłam się...
Al:A Ty coś dostałaś?
Ja:Nie.
Al:Przykro mi.
Ja:Niepotrzebnie.-oznajmiłam,próbując wymusić z siebie jeszcze odrobinę radości.Może gdzieś indziej pójdzie mi lepiej....Kiedy masz pierwszą próbę?-spytałąm,chcąc zmienić temat.
Al:Za tydzień w tym wypasionym Centrum Kultury,gdzie były przesłuchania.Może chcesz pójść ze mną?Mogę jeszcze kogoś zabrać.Nie byłabym taka zdenerwowana.
Ja:Może...Zastanowię się jeszcze.Informuj mnie na bieżąco,jak dowiesz się czegoś więcej.Ja kończę...Pa kochana.
Al:Okey.Pa.Nie przejmuj się...
Ja:Nie będę.-odłożyłam telefon na szafkę i wróciłam do pokoju.Opadłam na łóżko,ciężko wzdychając.
"Dlaczego zawsze mam pod górkę?"-zastanawiałam się.Nie zdążyłam sobie nawet odpowiedzieć na to pytanie,gdyż szybko włączyłam laptopa i resztę dnia spędziałam na gapieniu się w monitor...
Miałam dodać juz wczoraj,ale dopierwo wieczorkiem zauważyłam,że mam już 17 komentarzy!Jesteście wspaniałe:D Mam nadzieję,że dzisiejsza część jest już bardziej znośna niz poprzednia.Zaczął się rok szkolny,więc nie wiem jak to będzie teraz z publikacją nowych rozdziałów.I jak spędziłyście wakacje?Moje były wspaniałe,szkoda,że to już koniec:( I przypominam im szybciej zobaczę 17 opinii z Waszej strony tym prędzęj dodam kolejną cześć:)Pozdrawiam i całuję:***
Ms.Styles
sobota, 1 września 2012
Dance with me...cz.17
CZĘŚĆ 17
Obudziłam się z krzykiem,stawiając przy tym cały dom na nogach.Nie wiele czasu potrzebowałam,żeby pierwsze łzy pociekły po moich policzkach.Otuliłam się kocem i zaczęłam cicho łkać.Często miewam koszmary,ale zawsze lepiej to znoszę.Jednak z niewiadomych powodów wizja śmierci Harry'ego przeraziła mnie na tyle mocno,że z trudem powstrzymywałam się od wybuchnięcia płaczem.
Nie chciałam nikogo obudzić,więc wszelkie głośniejsze pociągnięcia nosem,starałam się tłumić poduszką.Niestety jak to zawsze bywa z moimi planami-ten również okazał się niwypałem.Nagle w progu mojego pokoju ujrzałam Marcina.Szczerze mówiąc,spodziewałam się tutaj każdego-mamy,taty,a nawet Alice-mimo to,że mieszka kilka ulic dalej,ale nie jego.
Ja:Wi-eee-m,wie-e-em,obudziałm Cię-wybełkotałam.
M:Nie,nie o to mi chodzi...
Ja:A,chcesz się ze mnie ponabijać?Dawaj!Nie krępuj się.Możesz rozpowiedzieć wszystkim w szkole,że Alice Collins,popłakała się w nocy z powodu koszmaru...-powiedziałam obojętnie.
M:Chciałem sie tylko zapytać:Czy wszystko w porządku?
Ja:A widać,żeby było?
M:Nie sorki,głupie pytanie.-powiedział jednoczesnie siadając na brzegu łóżka.
Nie zwracając na niego najmniejszej uwagi,obruciałam głowę w stronę okna,zamknęłam oczy i wzięłam głeboki oddech.Niestety,wbrew moim oczekiwaniom-nie pomogło.Teraz ponownie moja twarz została zniekształcona prze ostry grymas,a do oczu napłynęła kolejna dawka łez.
M:Hej,siorka...Co się dzieje?To tylko zły sen...uspokój się...-pocieszał mnie
Ja:nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo był realistyczny...
M:Opowiedz mi...
Ja:Nie,nie,nie chcę...Nikomu o tym nie opowiem!Słyszysz?Nikomu!Nie chcę na nowo tego przeżywać!-krzyczłam.
Ogarnęła mnie histeria.Trzęsły mi się ręce.Nie mogłam nad tym zapanować.Marcin przybliżył się do mnie i delikatnie,jakby z obawą-objął.
M:Już cicho,cicho...Nie chcesz,nie mów.Nie bedę Cię zmuszał.-gładził mnie po włosach.-Już dobrze...
Nie mogłam uwierzyć w to co się właśnie stało.Mój brat,którego tak nie cierpię,zaoferował mi pomoc,a ja mu uległam.Odziwo po dłuższych kilku minutach byłam już spokojna.Uwolniłam się z objęć Marcina i ocierając ostatnie resztki łez oznajmiłam:
Ja:Wiesz,mam ochotę na miskę płatków z mlekiem-zgłodniałam.
M:No to maszerujemy do kuchni!Uśmiechnęłam się słodko,a Marcin natychmiast zrozumiał co mam na myśli.
M:Okey,okey...Tylko mów jakie chcesz,zanim się rozmyślę!
Ja:Jak my się obrze rozumiemy!Czekoladowe poproszę...
M:Dobra...Zaraz wracam.-zniknął za drzwiami.Nie musiałm długo czekać za nim ponownie pojawił się w moim pokoju z wielką michą płatków czekoladowych.
M:Tego jeszcze brakowało...Żebym o 1.00 w nocy serwował płatki i to jeszcze mojej młodszej siostrze.-marudził pod nosem wręczając mi łyżkę.
Ja:Wiesz...
M:O nie...ja się już z tąd nigdzie nie ruszam!
Ja:Chciałam tylko powiedzieć,że nie jesteś aż taki zły...
M:A już się bałem,że znów mnie gdzieś wyślesz!Uf!Ty też jesteś całkiem spoko...Dasz trochę?-spytał,wskazując na miskę.
Ja:Niech no się zastanowię...Hm.No masz!Ale tylko łyżeczkę!
M:Okey,okey...-powiedział wywracając oczyma.
Kto by pomyślał,że spędzę tę noc na leżeniu u mnie w łóżku,rozmawianiu i jedzeniu wspólnie zupy mlecznej...I to z Marcinem!Po niekończących się wygłupach,wreszcie oboje zasnęliśmy.
Następny dzień(godzina:8.00)
Otworzyłam oczy i pierwsze co zobaczyłam to leżącego obok mnie Marcina.Nie powiem,że lekko mnie to przerażało,dziś w nocy po raz pierwszy od lat poczułam,że pomiędzy mną a bratem jest jednak pewna więź.Obruciłam się tylko na drugi bok,jednocześnie sięgając po telefon.Była 8:15.Ze względu na wczesną porę,postanowiłam,że nie będę budzić Marcina i poleżę sobie jeszcze troszkę.Przymknęłam oczy i ukryłam twarz pod kołdrą.Po pewnym czasie błogiego spokoju,usłyszałam szept mamy:
M:Popatrz tylko...Marcin i Megan w jednym pokoju.I co najdziwniejsze wygląda on normalnie.Nie jak zawsze,gdy spędzają wspólnie dłużej czas niż 15 minut.
T:To,że pokój wygląda tak jak powinien nie oznacza,jeszcze ,ze nie zrobili sobie nawzajem krzywdy...
Słysząc zdziwienie w głosie mamy i niepokój taty,nie potrafiłam powstrzymać nagłej głupawki.Zaczęłam rechotać i zsunęłam kołdrę,jednocześnie ukazując rozbawioną twarz.
Ja: Nie martw się tato!Nic nam się nie stało...Jeszcze się nie pozabijaliśmy...-spojarzałm na rodziców z podstępnym uśmiechem.
T:Ładnie to tak podsłuchiwać...
M:Ciszej bo obudzicie Marcina!-upominała nas.
Wtem z łóżka podniusł się mój brat,zasłaniając poduszką rozbawioną minę.Jego śmiech jest na tyle specyficzny i sam w sobie potrafi rozbawić człowieka.Teraz i ja nie potrafiłam się opanować.I tak oto nagły atak śmiechu dopadł i mnie i Marcina.Nie potrafiłam przestać.Słyszałam potem już tylko,krótki dialog starszych.
T:Chodź idziemy...
M:Dobrze,ale oni są dzisiaj jacyś dziwni.
T:Teraz to zauważyłąś?W końcu to nasze dzieci!Jacy mielby być?-zadał pytanie rozbawiony,ciągnąc za sobą zamartwiającą się mamę...
I koniec części 17! Dzisiaj same nudy,ale po takim śnie,dam Wam trochę odetchnąć:D Dziękuję Wam za wszystkie odwiedziny i opinie:* Postaram się napisać kolejną w miarę szybko:) Jeśli zobaczę 16 komentarzy,to może już jutro ukaże się nowy rozdział?Kto wie...
Kocham Was<333
Ms.Styles
Obudziłam się z krzykiem,stawiając przy tym cały dom na nogach.Nie wiele czasu potrzebowałam,żeby pierwsze łzy pociekły po moich policzkach.Otuliłam się kocem i zaczęłam cicho łkać.Często miewam koszmary,ale zawsze lepiej to znoszę.Jednak z niewiadomych powodów wizja śmierci Harry'ego przeraziła mnie na tyle mocno,że z trudem powstrzymywałam się od wybuchnięcia płaczem.
Nie chciałam nikogo obudzić,więc wszelkie głośniejsze pociągnięcia nosem,starałam się tłumić poduszką.Niestety jak to zawsze bywa z moimi planami-ten również okazał się niwypałem.Nagle w progu mojego pokoju ujrzałam Marcina.Szczerze mówiąc,spodziewałam się tutaj każdego-mamy,taty,a nawet Alice-mimo to,że mieszka kilka ulic dalej,ale nie jego.
Ja:Wi-eee-m,wie-e-em,obudziałm Cię-wybełkotałam.
M:Nie,nie o to mi chodzi...
Ja:A,chcesz się ze mnie ponabijać?Dawaj!Nie krępuj się.Możesz rozpowiedzieć wszystkim w szkole,że Alice Collins,popłakała się w nocy z powodu koszmaru...-powiedziałam obojętnie.
M:Chciałem sie tylko zapytać:Czy wszystko w porządku?
Ja:A widać,żeby było?
M:Nie sorki,głupie pytanie.-powiedział jednoczesnie siadając na brzegu łóżka.
Nie zwracając na niego najmniejszej uwagi,obruciałam głowę w stronę okna,zamknęłam oczy i wzięłam głeboki oddech.Niestety,wbrew moim oczekiwaniom-nie pomogło.Teraz ponownie moja twarz została zniekształcona prze ostry grymas,a do oczu napłynęła kolejna dawka łez.
M:Hej,siorka...Co się dzieje?To tylko zły sen...uspokój się...-pocieszał mnie
Ja:nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo był realistyczny...
M:Opowiedz mi...
Ja:Nie,nie,nie chcę...Nikomu o tym nie opowiem!Słyszysz?Nikomu!Nie chcę na nowo tego przeżywać!-krzyczłam.
Ogarnęła mnie histeria.Trzęsły mi się ręce.Nie mogłam nad tym zapanować.Marcin przybliżył się do mnie i delikatnie,jakby z obawą-objął.
M:Już cicho,cicho...Nie chcesz,nie mów.Nie bedę Cię zmuszał.-gładził mnie po włosach.-Już dobrze...
Nie mogłam uwierzyć w to co się właśnie stało.Mój brat,którego tak nie cierpię,zaoferował mi pomoc,a ja mu uległam.Odziwo po dłuższych kilku minutach byłam już spokojna.Uwolniłam się z objęć Marcina i ocierając ostatnie resztki łez oznajmiłam:
Ja:Wiesz,mam ochotę na miskę płatków z mlekiem-zgłodniałam.
M:No to maszerujemy do kuchni!Uśmiechnęłam się słodko,a Marcin natychmiast zrozumiał co mam na myśli.
M:Okey,okey...Tylko mów jakie chcesz,zanim się rozmyślę!
Ja:Jak my się obrze rozumiemy!Czekoladowe poproszę...
M:Dobra...Zaraz wracam.-zniknął za drzwiami.Nie musiałm długo czekać za nim ponownie pojawił się w moim pokoju z wielką michą płatków czekoladowych.
M:Tego jeszcze brakowało...Żebym o 1.00 w nocy serwował płatki i to jeszcze mojej młodszej siostrze.-marudził pod nosem wręczając mi łyżkę.
Ja:Wiesz...
M:O nie...ja się już z tąd nigdzie nie ruszam!
Ja:Chciałam tylko powiedzieć,że nie jesteś aż taki zły...
M:A już się bałem,że znów mnie gdzieś wyślesz!Uf!Ty też jesteś całkiem spoko...Dasz trochę?-spytał,wskazując na miskę.
Ja:Niech no się zastanowię...Hm.No masz!Ale tylko łyżeczkę!
M:Okey,okey...-powiedział wywracając oczyma.
Kto by pomyślał,że spędzę tę noc na leżeniu u mnie w łóżku,rozmawianiu i jedzeniu wspólnie zupy mlecznej...I to z Marcinem!Po niekończących się wygłupach,wreszcie oboje zasnęliśmy.
Następny dzień(godzina:8.00)
Otworzyłam oczy i pierwsze co zobaczyłam to leżącego obok mnie Marcina.Nie powiem,że lekko mnie to przerażało,dziś w nocy po raz pierwszy od lat poczułam,że pomiędzy mną a bratem jest jednak pewna więź.Obruciłam się tylko na drugi bok,jednocześnie sięgając po telefon.Była 8:15.Ze względu na wczesną porę,postanowiłam,że nie będę budzić Marcina i poleżę sobie jeszcze troszkę.Przymknęłam oczy i ukryłam twarz pod kołdrą.Po pewnym czasie błogiego spokoju,usłyszałam szept mamy:
M:Popatrz tylko...Marcin i Megan w jednym pokoju.I co najdziwniejsze wygląda on normalnie.Nie jak zawsze,gdy spędzają wspólnie dłużej czas niż 15 minut.
T:To,że pokój wygląda tak jak powinien nie oznacza,jeszcze ,ze nie zrobili sobie nawzajem krzywdy...
Słysząc zdziwienie w głosie mamy i niepokój taty,nie potrafiłam powstrzymać nagłej głupawki.Zaczęłam rechotać i zsunęłam kołdrę,jednocześnie ukazując rozbawioną twarz.
Ja: Nie martw się tato!Nic nam się nie stało...Jeszcze się nie pozabijaliśmy...-spojarzałm na rodziców z podstępnym uśmiechem.
T:Ładnie to tak podsłuchiwać...
M:Ciszej bo obudzicie Marcina!-upominała nas.
Wtem z łóżka podniusł się mój brat,zasłaniając poduszką rozbawioną minę.Jego śmiech jest na tyle specyficzny i sam w sobie potrafi rozbawić człowieka.Teraz i ja nie potrafiłam się opanować.I tak oto nagły atak śmiechu dopadł i mnie i Marcina.Nie potrafiłam przestać.Słyszałam potem już tylko,krótki dialog starszych.
T:Chodź idziemy...
M:Dobrze,ale oni są dzisiaj jacyś dziwni.
T:Teraz to zauważyłąś?W końcu to nasze dzieci!Jacy mielby być?-zadał pytanie rozbawiony,ciągnąc za sobą zamartwiającą się mamę...
I koniec części 17! Dzisiaj same nudy,ale po takim śnie,dam Wam trochę odetchnąć:D Dziękuję Wam za wszystkie odwiedziny i opinie:* Postaram się napisać kolejną w miarę szybko:) Jeśli zobaczę 16 komentarzy,to może już jutro ukaże się nowy rozdział?Kto wie...
Kocham Was<333
Ms.Styles
Subskrybuj:
Posty (Atom)